Rozmowy Polenergii z potencjalnym partnerem do budowy farm wiatrowych na Bałtyku są już na zaawansowanym etapie. Zawarto umowy o poufności. Są też wstępne oferty, a sama transakcja może dojść do skutku jeszcze w tym roku – twierdzą dwa niezależne od siebie źródła znające kulisy.
Dwaj preferowani
Jak wynika z informacji, do których dotarła „Rzeczpospolita", w grze jest pięć podmiotów. Jednak na liście preferowanych są dwa lub trzy koncerny posiadające największe doświadczenie na rynku morskiej energetyki wiatrowej. Chodzi o duński Dong i norweski Statoil (oba kraje są związane z ważnym dla Polski projektem Baltic Pipe, co jest nie bez znaczenia ze względu na to, że rozmowy toczą się na poziomie spółek i rządów państw), ale także szwedzki Vattenfall. Wśród zainteresowanych są także niemiecki Innogy (dawny RWE) oraz największa spółka energetyczna znad Wełtawy, czyli CEZ.
– Krótka lista to trzech graczy z krajów skandynawskich, ale dwie pierwsze spółki mają największe szanse – mówi jedno z naszych źródeł. Drugi z naszych rozmówców twierdzi natomiast, że zarówno Skandynawowie, jak i Niemcy są poważnymi kandydatami, zaś na „liście rezerwowej" jest CEZ ze względu na brak niezbędnego know-how.
Z naszych informacji wynika, że do zamknięcia transakcji powinno dojść do końca tego roku. Szczegółowy harmonogram miał powstać jeszcze przed wakacjami, lecz przedstawiciele Polenergii zdecydowali się na spowolnienie procesu. Prawdopodobnie w oczekiwaniu na deklaracje rządu co do zagwarantowania miejsca dla morskiej energetyki wiatrowej w przyszłej strukturze wytwarzania.