Biznes musi też sporządzać raporty o wpływie swojej działalności na środowisko. Dekarbonizacja gospodarki idzie pełną parą. Czy wystarczy nam zielonej energii?

Zapotrzebowanie na energię elektryczną w nadchodzących latach będzie wyraźnie rosło. Polskie Sieci Elektroenergetyczne, operator krajowego systemu przesyłowego energii elektrycznej, podają w swoim planie rozwoju sieci przesyłowej (PRSP), że o ile podstawa zapotrzebowania będzie wynosić ok. 160 TWh w skali roku, to jednak trzeba się liczyć ze wzrostem popytu, który będzie zasługą elektryfikacji kolejnych gałęzi gospodarki – rozwoju elektromobilności zarówno w ruchu osobowym, jak i ciężarowym, popularyzacji pomp ciepła, transformacji ciepłownictwa czy produkcji wodoru na skalę przemysłową.

Operator szacuje, że w 2030 r. zapotrzebowanie wyniesie ok. 175–180 TWh, 190–210 TWh w 2035 r. oraz 215–225 TWh w 2040 r. w zależności od tempa zachodzących zmian.

Tymczasem węgiel będzie odgrywał w naszym miksie energetycznym coraz mniejszą rolę. Stare wysłużone bloki, które w niektórych przypadkach pamiętają jeszcze lata 60. i 70., będą stopniowo wyłączane.

Ewolucja miksu

Według prognoz zawartych w PRSP z obecnych ok. 22 GW mocy węglowych biorących udział w mechanizmie centralnego bilansowania w 2040 r. może pozostać ok. 5 GW. Spadek ten w kolejnych latach może być nieco wolniejszy, jeśli uda się utrzymać takie mechanizmy, jak rynek mocy, ale nie ulega wątpliwości, że trend ten jest nieodwracalny. Będziemy mieć za to coraz więcej mocy na gaz ziemny. Ich głównym przeznaczeniem ma być bilansowanie systemu elektroenergetycznego, kiedy produkcja z odnawialnych źródeł energii (OZE) będzie na niskim poziomie. Warunki zmienią się wraz z pojawieniem się atomu, lecz to wciąż daleka perspektywa, a transformacja dzieje się tu i teraz.

Rosnąć będzie znaczenie OZE. Do 2040 r. moc lądowych farm wiatrowych może sięgnąć 20 GW. Przyjęto lokalizacje nowych elektrowni wynikające z zawartych umów o przyłączenie oraz z wydanych warunków przyłączenia, a także lokalizacje nowych elektrowni wynikające z wydanych zakresów i warunków wykonania ekspertyzy.

PRSP zakłada również, że w 2034 r. moc morskich farm wiatrowych sięgnie 11 GW, przy czym uwzględniono możliwość powstania 18 GW w 2040 r. Oprócz tego szacowana moc fotowoltaiki, według obecnych założeń i dostępnych danych, może wynieść w 2040 r. ok. 45 GW.

Rozwój z przeszkodami

Inwestycje w OZE niejednemu inwestorowi nastręczają trudności. Już sam proces ubiegania się o warunki przyłączenia jest długi i skomplikowany. Jak przekazują Polskie Sieci Elektroenergetyczne (PSE), podmiot, który zamierza przyłączyć obiekt, musi uzyskać warunki przyłączenia od operatora sieci, do którego chce się przyłączyć.

– Pierwszym krokiem w ocenie wniosku jest potwierdzenie jego kompletności – jeżeli brakuje wymaganych informacji, wnioskodawca będzie proszony o uzupełnienie braków. Następnie każdorazowo wykonywana jest ekspertyza, dzięki której można ocenić wpływ danego źródła na Krajowy System Elektroenergetyczny, w tym dotrzymanie wymaganych parametrów pracy sieci (m.in. rozpływy w sieci, zwarcia itp.). Jeżeli ekspertyza wykaże, że po przyłączeniu źródła nie będzie dochodzić np. do przeciążeń w sieci, wydawane są warunki przyłączenia, a następnie podpisywana jest umowa przyłączeniowa. Wnioskodawca ma dwa lata na podjęcie decyzji o zawarciu umowy. Każda jednostka wytwórcza ubiegająca się o przyłączenie do sieci przesyłowej jest traktowana jednakowo – podają PSE.

To właśnie odmowy przyłączenia są największym problemem dla inwestorów z branży OZE. W swoim sprawozdaniu dotyczącym działalności w 2023 r. Urząd Regulacji Energetyki podaje, że w zeszłym roku operatorzy sieci rozpatrzyli negatywnie łącznie 7448 wniosków o wydanie warunków przyłączenia do sieci elektroenergetycznej dla planowanych jednostek wytwórczych o mocy 83,61 GW (dla porównania: całkowita moc odnawialnych źródeł energii w Krajowym Systemie Elektroenergetycznym na koniec 2023 r. wynosiła 28,3 GW – wzrosła w zeszłym roku o około 6 GW). Mimo to OZE rozwijają się w Polsce dynamicznie – w 2023 r. same farmy wiatrowe i panele fotowoltaiczne odpowiadały za 23 proc. produkcji energii elektrycznej. Rok wcześniej było to 18 proc.

Plan przyspieszenia

Zgodnie z założeniami rządu, źródła odnawialne będą się u nas rozwijać coraz szybciej. W projekcie Krajowego Planu na rzecz Energii i Klimatu (KPEiK) Ministerstwo Klimatu i Środowiska zadeklarowało osiągnięcie 29,8 proc. udziału OZE w finalnym zużyciu energii brutto w 2030 r., co stanowi znaczący wzrost ambicji określonych w KPEiK z 2019 r. na poziomie 21–23 proc. w 2030 r. Stanowi to krajowy wkład do ogólnounijnego celu OZE na poziomie 42,5 proc. (+2,5 proc.) w 2030 r.

...oraz elektrownie słoneczne (ok. 29,3 GW)

...oraz elektrownie słoneczne (ok. 29,3 GW)

AdobeStock

W sektorze elektroenergetycznym bieżące prognozy wskazują na ok. 50 proc. udziału OZE w 2030 r. W największym stopniu przyczyniać się do tego będą elektrownie słoneczne (o mocy zainstalowanej ok. 29,3 GW) oraz elektrownie wiatrowe na lądzie (ok. 15,8 GW) i wiatrowe na morzu (ok. 5,9 GW), które funkcjonować będą w Krajowym Systemie Elektroenergetycznym od ok. 2026 r.

Rola biznesu

Jednym z bodźców dla rozwoju zielonej energetyki w Polsce jest biznes. Nowe wymagania dla firm w zakresie ESG w związku z wprowadzeniem dyrektywy CSRD (ang. Corporate Sustainability Reporting Directive) poniekąd zmuszą je do zmniejszenia śladu węglowego swoich łańcuchów dostaw, a na to z kolei decydujący wpływ ma źródło prądu, z którego korzysta dana firma.

Raportowanie wpływu działalności na środowisko, podobnie jak przygotowywanie raportów finansowych, będzie obowiązkowe dla przedsiębiorstw każdego roku. Dyrektywa obowiązuje w Polsce od 2024 r., jak na razie dotyczy ona firm, które zatrudniają powyżej 500 osób i których przychody przewyższają 170 mln zł w skali roku.

Od przyszłego roku dotyczyć będzie już firm zatrudniających powyżej 250 osób, o odpowiednio wysokich przychodach, natomiast od 2026 r. do raportowania swojego wpływu na środowisko zobowiązane będą wszystkie spółki giełdowe, w tym te średnie i mniejsze. To istotne, ponieważ słaby wynik ESG może uderzyć w konkurencyjność spółek – może zniechęcić potencjalnych kontrahentów do współpracy, banki i instytucje finansowe do udzielania kredytów i pożyczek itd.

Z tego właśnie powodu sektor prywatny będzie potrzebował coraz więcej zielonej energii. Ale czy nam jej wystarczy? Czy inwestycje nadążą za rosnącym popytem? Obecnie zdarza się, że PSE są zmuszone do wyłączania farm wiatrowych i słonecznych, mając na uwadze stabilność całego systemu, wtedy, kiedy zielonego prądu jest najwięcej, a chętnych do jego kupna – najmniej. Taka sytuacja miała miejsce np. tuż przed weekendem majowym – wówczas w wietrzną i słoneczną niedzielę operator wyłączył aż 68 proc. mocy w panelach fotowoltaicznych oraz 9 proc. mocy w lądowych farmach wiatrowych. W związku z tym do sieci nie trafiło w sumie nieco ponad 31 GWh zielonej energii.

Kluczowe zmiany

Dopóki nie będziemy mieli wystarczająco dużo magazynów energii, by zagospodarować tę nadpodaż, do wyłączeń będzie dochodzić coraz częściej i na coraz szerszą skalę. Tymczasem branża energochłonna wykazuje zainteresowanie tymi nadwyżkami – przedstawiciele sektora przekonują, że dzięki stosunkowo niewielkim inwestycjom można okresowo zwiększyć produkcję zakładów produkcyjnych wtedy, kiedy panele i wiatraki pracują na pełnych obrotach.

To z ich punktu widzenia istotne, ponieważ firmy takie, w przeciwieństwie do chronionych taryfami gospodarstw domowych, kupują prąd bezpośrednio z rynku. W ich interesie jest zakup dużych ilości energii wtedy, kiedy jest ona najtańsza i najłatwiej dostępna.

Dalsze inwestycje w zielone moce pozostają priorytetem, bo zapotrzebowanie na zeroemisyjną energię z całą pewnością będzie szybko rosło. Aby je ułatwić, wprowadzone zostały przepisy o tzw. linii bezpośredniej. Rozwiązanie to ma umożliwić dużym firmom postawienie własnej instalacji OZE, która poza systemem elektroenergetycznym miałaby dostarczać prąd tylko na potrzeby danego zakładu.

Branża wiatrowa czeka także na liberalizację przepisów regulujących kwestię odległości turbin wiatrowych od budynków. Obecnie obowiązuje minimalna odległość 700 metrów, jednak zdaniem Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej, zmniejszenie jej do 500 metrów sprawi, że potencjał energetyki wiatrowej w Polsce wyniesie ok. 41 GW – czyli dwukrotnie więcej niż teraz.

Projekt notuje jednak poślizg, a to niejedyny problem branży. Eksperci zwracają także uwagę na długi czas inwestycji w projekty wiatrowe. W Polsce może on wynieść nawet do ośmiu lat, z czego większość zajmuje pozyskiwanie odpowiednich zgód (fizyczna budowa farmy wiatrowej to okres kilku miesięcy). Tymczasem zgodnie z dyrektywą RED III, proces inwestycyjny nie powinien trwać dłużej niż dwa lata.

Presję na dalszy rozwój OZE stanowić będą też coraz bardziej wyśrubowane normy dotyczące redukcji emisji CO2 z kolejnych sektorów gospodarki. Sektor transportu ciężkiego będzie musiał obciąć swoje emisje o 45 proc. do 2030 r. Oznacza to wymianę przynajmniej części floty na ciężarówki elektryczne. Będzie się to wiązać z rozbudową specjalnej sieci ładowarek, a te z kolei będą musiały być zasilane zieloną energią. Stąd też presja na rozwój OZE z roku na rok będzie coraz silniejsza, trzeba więc mieć pewność, że usuniemy bariery dla ich rozwoju.

rp.pl