Przyjęcie europejskiego celu neutralności klimatycznej na rok 2050 pociąga za sobą konieczność znalezienia sposobu na przyjazne klimatowi i jak najtańsze, magazynowanie energii wytwarzanej za pomocą źródeł bezemisyjnych, w szczególności ze źródeł odnawialnych. Z dostępnych dziś metod magazynowania energii wodór wydaje się dla wielu idealnym magazynem energii. Technologia elektrolizy, czyli rozbicie cząsteczek wody na pierwiastki tlenu i wodoru, jest nam znana od 1800 roku, a więc od ponad dwustu lat, a surowca, w postaci wody raczej nam nie zabraknie. W dokumentach programowych Komisji Europejskiej wodór wymieniany jest jako to paliwo, które pomoże nam osiągnąć stan neutralności klimatycznej. Najprawdopodobniej wodór będzie miał zastosowanie w przemyśle ciężkim, np. w hutnictwie, czy też w ciepłownictwie, jeśli chodzi o sektor transportu, to choć wyścig technologiczny nie został jeszcze ostatecznie rozstrzygnięty, wydaje się, że wodór może mieć zastosowanie w transporcie morskim i lotnictwie, ale prawdopodobnie, nie będzie jednak miał zastosowania w transporcie drogowym, a zwłaszcza w samochodach osobowych.
Baterie czy wodór?
Jeśli przejrzymy statystyki dotyczące nowych modeli samochodów elektrycznych, nie można oprzeć się wrażeniu, że przemysł motoryzacyjny już w zasadzie rozstrzygnął tę kwestię.
Brukselski think tank Transport & Environment (T&E) zajmujący się europejską polityką transportową wskazuje, że większość przemysłu motoryzacyjnego nie wierzy w przyszłość samochodów wodorowych i zdaje się w zasadzie nie planować ich produkcji. Z analiz T&E wynika, że po pierwsze, prawie wszyscy „tradycyjni” producenci samochodów przygotowują nowe modele elektryków, a do roku 2025 ich liczba wyniesie około 320. Z danych publikowanych przez przemysł motoryzacyjny wynika, że jeśli chodzi o samochody napędzane ogniwami wodorowymi, to należy się spodziewać na rynku zaledwie pojedynczych modeli.
Spróbujmy odpowiedzieć na pytanie, skąd, poza zaledwie kilkoma przypadkami, światowe tuzy motoryzacji zdają się nie wierzyć w to, że to wodór będzie tym sposobem magazynowania energii, który zapewni nam energię potrzebną w naszym codziennym transporcie.
Powodów jest kilka. Po pierwsze, baterie do samochodów elektrycznych tanieją, średnio o 20 proc. z roku na rok. Po za tym rynek „tradycyjnych” elektryków może rozwijać się w sposób „organiczny”, bez w pełni rozwiniętej sieci ładowania, dlatego że znaczna część pionierów elektryfikacji transportu to osoby zamożne, a więc posiadające możliwość ładowania samochodu na własnym podjeździe lub w garażu. Przecież średnio przejeżdżamy około 30 kilometrów dziennie, a więc na potrzeby codziennego przemieszczania się domowe ładowanie w zupełności wystarczy. A jeśli potrzebujemy pojechać w dalszą podróż, to na głównych trasach powstaje właśnie sieć ładowania. W związku z powszechnym dostępem do elektryczności należy zakładać, że rozwój sieci ładowania samochodów elektrycznych będzie powoli nadążać za rosnącą liczbą samochodów elektrycznych.