W wielu kopalniach kończą się zasoby i trzeba je zamknąć jak najszybciej, bo generują potężne straty – mówił niedawno „Rzeczpospolitej” Janusz Steinhoff, były wicepremier i minister gospodarki. Nie na darmo polityk ten uchodzi za reformatora, a jednocześnie realistę, który nie owija w bawełnę.
74-letni dziś ekspert z dziedziny górnictwa uchodzi za polityka, który – jak dotychczas – najmocniej zapisał się w historii tej branży w Polsce.
Przez całe życie Steinhoff był związany z górnictwem: począwszy od studiów na Wydziale Górniczym Politechniki Śląskiej u progu lat 70., przez karierę akademicką i pracę w firmach z branży, na zarządzaniu Wyższym Urzędem Górniczym i zaangażowaniu w Krajowej Izbie Gospodarczej skończywszy.
Żaden jednak etap tej drogi nie miał takiego znaczenia jak udział w rządzie Jerzego Buzka w latach 1997–2001. Steinhoff piastował wówczas stanowisko ministra gospodarki (od 2000 r. również wicepremiera) i był jednym z czołowych autorów rządowej strategii o z pozoru skromnym tytule „Reforma górnictwa węgla kamiennego w Polsce w latach 1998–2002″.
Jej zasadniczym celem było „dostosowanie podmiotów górnictwa węgla kamiennego do efektywnego ekonomicznie funkcjonowania w warunkach gospodarki rynkowej i utrzymanie konkurencyjności węgla na rynku krajowym”, a także „zaspokojenie do roku 2010 krajowego zapotrzebowania na węgiel kamienny i ekonomicznie uzasadnionego eksportu”. Za tymi hasłami krył się jednak pełen napięć bolesny proces dostosowywania polskiego górnictwa do wymogów wolnego rynku.
A droga do tego prowadziła przede wszystkim poprzez likwidację nierentownych kopalń i próbę – łagodzonej poprzez Górniczy Pakiet Socjalny – redukcji miejsc pracy w branży. I to się udało: tylko w 1998 r. zatrudnienie w górnictwie zmniejszyło się o 35,3 tys. osób, a wydobycie spadło o 21 mln Mg.