– Europejski przemysł uważa, że raporty ONZ są jasne: jeżeli nie ograniczymy emisji w skali całego świata, to się ugotujemy – podkreśla w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Daria Kulczycka, szefowa Departamentu Energii i Zmian Klimatu Konfederacji Lewiatan. – Trzeba sobie stawiać ambitne cele, ale też w taki sposób, by nie zdusić konkurencyjności europejskiego biznesu. A zarazem tak, by nie były to zmiany pozorne, polegające wyłącznie na wypchnięciu „brudnej” produkcji poza granice UE – dodaje.
Klimat trzęsie rządem
Z każdym kolejnym rokiem proces redukcji gazów cieplarnianych ma nabierać tempa. Komisja Europejska chce, by już w przyszłym roku emisja gazów została zmniejszona o 20 proc. w stosunku do poziomu z 1990 r. Jedna piąta energii ma pochodzić z odnawialnych źródeł, a do tego ma nastąpić 20-proc. poprawa efektywności energetycznej.
Dekadę później redukcja emisji gazów cieplarnianych ma sięgnąć co najmniej 40 proc. (znowu – w odniesieniu do 1990 r.), udział OZE w produkcji energii – 32 proc., a poprawa efektywności energetycznej – 32,5 proc. Zwieńczeniem jest stan neutralności klimatycznej, zaplanowany na 2050 r.
CZYTAJ TAKŻE: Kurtyka: Neutralność klimatyczna zmieni model życia
Te ambitne cele zaczynają jednak dzielić Europę. Paradoksalnie, okazuje się, że Niemcy – jeszcze dekadę czy dwie temu europejski lider w dziedzinie „zielonej” polityki – dziś zaczynają powoli odstawać od czołówki. W ubiegłym roku podczas rozmów o stworzeniu „wielkiej koalicji” CDU i SPD niemieccy politycy uzgodnili, że wypracują ustawę definiującą krajowe cele pod względem redukcji zanieczyszczeń. Negocjatorzy ustalili, że bazowym założeniem będzie redukcja gazów o 80–95 proc. w perspektywie 2050 r.
Po czym wiosną bieżącego roku minister środowiska Svenja Schulze (z SPD) ogłosiła, że propozycja jej resortu zakłada co najmniej 95-proc. redukcję. „Taka polityka klimatyczna grozi rozsadzeniem rządzącej koalicji” – kwitował wówczas magazyn „Politico”, podsumowując napięcia w układzie CDU/SPD.
/Bloomberg