W całym I półroczu przychody grupy Orlen wyniosły 103,25 mld zł, co oznacza wzrost o 91 proc. rok do roku. Zysk netto wyniósł 6,53 mld zł, co daje wynik o 58,6 proc. lepszy. Jednak o ile w poprzednich miesiącach marże osiągały dawno niewidziane pułapy, to od kilku tygodni ta perspektywa zaczyna się zmieniać.
Modelowa marża rafineryjna PKN Orlen, a więc różnica między przychodami ze sprzedaży produktów rafineryjnych a kosztami zakupu ropy naftowej, spadła w lipcu do 18,5 dol. na baryłce z 34,4 dol. w czerwcu, czyli o 47 proc. Warto jednak pamiętać, że ta sama marża w lipcu 2021 r. wynosiła 1,4 dol. Dlatego przedstawiciele Orlenu przyznają, że marże wciąż są wysokie.
Główny ekonomista koncernu Adam Czyżewski wyjaśnia, że rafinerie pracują pełną parą, a popyt jest większy niż podaż. – W przyszłym roku może się to zmienić, kiedy rafinerie będą miały rezerwy i pojawią się nowe moce. Już teraz obserwujemy spadek popytu – dodaje Czyżewski.
Czytaj więcej
W ostatnich miesiącach płocki koncern szczególnie dużo zarabia na przerobie ropy. Biznesy rafineryjny i petrochemiczny zapewniły mu w II kwartale 2/3 zysku EBITDA LIFO.
Do chwili agresji Rosji na Ukrainę ważną rolę odgrywał tzw. dyferencjał, czyli różnica cen pomiędzy gatunkami rosyjskiej ropy Urals i Brent pochodzącej z Morza Północnego. To od stawki Brent uzależnione są ceny paliw, choć dotychczas Orlen kupował więcej ropy z Rosji. Wojna zmienia jednak wielkość dostaw. Orlen tłumaczy, że w poprzednich latach przerabiając ropę REBCO (rosyjską) korzystał z owego dyferencjału. – Obecnie, po odstąpieniu od zakupów ropy rosyjskiej drogą morską, realizowane są dostawy rurociągami wynikające z kontaktów z rosyjskimi spółkami: Rosnieft i Tatnieft. Szacunek przepływów uwzględnia ograniczoną dostępność ropy REBCO i zastępowanie jej inni droższymi dostępnymi ropami, co przekłada się na zwiększenie kosztów produkcji – tłumaczy spółka w raporcie giełdowym.