Już w grudniu w życie wchodzi unijne embargo na rosyjską ropę, a od lutego 2023 r. – zakaz importu wszelkich pochodzących znad Wołgi produktów ropopochodnych. Jednocześnie z obowiązującym kraje UE embargiem najprawdopodobniej nałożony zostanie globalny limit cenowy, poparty restrykcjami dla łamiących je podmiotów. Skutki, jakie będzie to niosło dla gospodarki Rosji, w rozmowie z „Rzeczpospolitą” ocenia Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, szefowa instytutu Strategie 2050, a w przeszłości m.in. polska ambasador w Rosji.
Jak po dziewięciu miesiącach wojny i jednoczesnego zaostrzania zachodnich sankcji Rosja radzi sobie gospodarczo?
Nadzieje, że za sprawą sankcji rosyjska gospodarka się załamie, się nie ziściły. Według zachodnich prognoz – bo wiarygodność tych rosyjskich jest mocno ograniczona – spadek PKB w gospodarce znad Wołgi ma w tym roku sięgnąć 8 proc. Z Rosji wycofało się szereg firm, ale nie było to uderzeniem w całe społeczeństwo, raczej tylko w ludność dużych miast. W głębokiej zapaści pogrążyły się jedynie nieliczne gałęzie przemysłu, czego przykładem jest to, co stało się w branży motoryzacyjnej.
Czytaj więcej
W najbliższych dniach poznamy szczegóły wchodzących od 5 grudnia restrykcji na rosyjską ropę. To może być przełom w nakładanych na Kreml sankcjach.
Pojawił się wprawdzie deficyt budżetowy, ale oznak utraty stabilności finansowej nie widać. Poważnym ciosem był eksodus wykwalifikowanej siły roboczej w reakcji na ogłoszoną przez władze mobilizację – w związku z tym z kraju wyjechało kilkaset tysięcy osób. Szacunki źródeł spoza Rosji mówią o liczbach do 700 tys. włącznie z rodzinami, a nie obejmuje to wcześniejszej ucieczki protestujących przeciw wojnie czy obawiających się represji.