Idea jest taka, by budować zamiast wielkich bloków nuklearnych o mocy np. 1000 megawatów jednostki kilkakrotnie mniejsze. Takich modułów można będzie używać pojedynczo lub „składać" z nich elektrownie o pożądanej mocy.
Przykładowo należąca do koncernu Babcock & Wilcox spółka mPower testuje jednostki, które będą mieć po 180 MW mocy elektrycznej, bądź 530 MW cieplnej. Do 2017 r. firma ta chciałaby uzyskać licencję amerykańskiej Agencji Dozoru Jądrowego (NRC), która umożliwi wdrożenie technologii na skalę komercyjną.
Przedstawiciele mPower deklarują, że plusami testowanego przez nich bloku są m.in. krótki czas budowy, prostota i najwyższe standardy bezpieczeństwa. Szacunkowy koszt wynosić ma ok. 5 mln dolarów za 1 MW. To poziom na jednostkę mocy porównywalny z innymi technologiami jądrowymi. Jednak dzięki mniejszej skali inwestycji można kupić pierwszy blok za mniej niż 3 mld zł. Dla porównania, dotychczas koszt budowy pierwszej polskiej elektrowni jądrowej o łącznej mocy ok. 3000 MW oszacowano na 35–50 mld zł.
Amerykańskie doświadczenia
Administracja USA podchodzi do rozwoju w dziedzinie małych rektorów modułowych bardzo poważnie. Co więcej, nad własnymi rozwiązaniami pracują nie tylko mPower, ale również firmy takie jak Westinghouse czy NuScale. Widać również silną wolę współpracy z Polską w tej dziedzinie.
Jak powiedziała podczas spotkania w Waszyngtonie Joyce Connery, dyrektor ds. energetyki jądrowej w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego USA, Polska i USA współpracują dotychczas m.in. w sprawie operacji wojskowych, więc rozwój tych wspólnych działań na płaszczyźnie energetyki jądrowej byłby naturalną konsekwencją.