Aby Kaliningrad był samowystarczalny energetycznie, potrzeba dwa razy tyle mocy niż to, czym obecnie dysponują tam Rosjanie – a mają 954 MW. Do tej pory rezerwowe moce gwarantowała Litwa. Jeżeli jednak wycofa się ze wspólnego systemu, to otoczona całkowicie Polską i Litwą część Federacji Rosyjskiej zostanie odcięta od prądu w wypadku najmniejszej nawet awarii.
Podnieść energetyczną niezależność Kaliningradu miała budowana pod wsią Niemen, ?5 km od Litwy, a 60 km od Polski, Bałtycka Elektrownia Atomowa. Została zaprojektowana aż na 2,3 GW, bo Rosjanie liczyli, że będą eksportować prąd na Litwę i do Polski, co zatrzyma w obu krajach własne plany budowy siłowni.
Elektrownia w Visaginase na Litwie ma zastąpić zamkniętą Ignalinę. Komisja Europejska zgodziła się na jej budowę w 2012 r. Szacunkowy koszt projektu to ok. 6,1 mld dol. Litwa ma w projekcie 38 proc. akcji; 22 proc. ma Estonia, a po 20 proc. Łotwa i japoński koncern Hitachi. Japończycy są też wykonawcą elektrowni i dostawcą urządzeń. Elektrownia ma zacząć pracę w 2022 r. Jeszcze później miała wystartować polska elektrownia.
Dlatego Rosjanie bardzo się śpieszyli z budową Bałtyckiej Elektrowni. Wykonawca – koncern Rosatom – obiecywał, że pierwszy blok będzie gotowy w 2017 r. Koszt to ponad 5,5 mld euro. Rosjanie chcieli też sprzedawać energię do Niemiec. Po raz pierwszy zaproponowali udziały w projekcie (do 49 proc.) inwestorom zagranicznym. Ale chętnych nie znaleźli.
– Na dany moment to nie jest aktualna sprawa dla naszego kraju, dla naszego rządu – zapowiedział w czerwcu 2013 r. Guido Westerwelle, szef niemieckiego MSZ, podczas wizyty w Kaliningradzie.