Wywiad z Mariuszem Klimczakiem, prezesem BOŚ Banku

Dostawcy energii już dziś powinni planować, w jaki sposób ?zarobią na energetyce rozproszonej – przekonuje Mariusz Klimczak, prezes BOŚ Banku.

Publikacja: 30.09.2014 11:25

Mariusz Klimczak, prezes Banku Ochrony Środowiska

Mariusz Klimczak, prezes Banku Ochrony Środowiska

Foto: Rzeczpospolita, Dariusz Iwanski Dariusz Iwanski

Rz: W pierwszym półroczu, jak podaje Urząd Regulacji Energetyki, przybyło około 200 najmniejszych producentów energii. Nie jest to dużo, ale oni wszyscy zdecydowali się na inwestycje w instalacje produkujące prąd na własny użytek bez wsparcia w postaci dotacji np. z NFOŚiGW. Może więc Polacy nie potrzebują zachęty?i rynek sam się rozkręci?

Mariusz Klimczak:

Wsparcie zawsze przydaje się na początek. Dobrym przykładem jest program dopłat do kolektorów słonecznych. Z punktu widzenia rozwoju rynku, szczególnie na wstępnym etapie, potrzebny jest odpowiedni katalizator, który z jednej strony zachęci ludzi do inwestycji, a z drugiej – poprzez pobudzenie popytu wpłynie na spadek cen poszukiwanych przez nabywców rozwiązań. Takim katalizatorem może stać się przygotowany przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej system dopłat, nazywany w skrócie programem „Prosument". Już dziś widać, że zainteresowanie inwestycjami w mini-OZE, w tym fotowoltaikę, jest duże. Ale ludzie wstrzymują się z wydawaniem pieniędzy na instalacje, bo za kilka miesięcy, gdy program dopłat zostanie uruchomiony, będą mieli je o 40 proc. taniej.

Czy ten rynek może się u nas rozwinąć tak jak u naszych zachodnich sąsiadów? W Niemczech były takie dni w czerwcu, kiedy ponad połowa zużywanej energii pochodziła z ogniw fotowoltaicznych.

Polacy potrafią liczyć. Jeśli będą widzieć wymierne oszczędności, to nikogo nie trzeba będzie przekonywać do tego typu inwestycji. Co więcej, efektywność technologii OZE jest coraz lepsza, a ceny, tak jak już wspominałem, wraz z rozwojem rynku będą spadać. Wzrastać zatem będzie opłacalność całego przedsięwzięcia. ?W efekcie rynek mini-OZE może się u nas rozkręcić równie dynamicznie ?jak w Niemczech czy Wielkiej Brytanii. A potencjał jest spory. Przynajmniej 20–30 proc. z 6 mln znajdujących się u nas gospodarstw i domów jednorodzinnych mogłoby funkcjonować w modelu prosumenckim, czyli wytwarzać energię na własny użytek. Do takiego poziomu możemy dojść w ciągu kolejnych dziesięciu lat. Żeby pobudzić rynek, na początek wystarczy 100–300 tys. instalacji.

Kto jeszcze skorzysta na rozwoju tego rynku?

Już kilkaset tysięcy tego typu instalacji będzie stymulowało rozwój branży instalatorów czy dostawców. Jeżeli założymy, że do 2025 r. powstaną ok. 2 mln niezależnych mikroinstalacji fotowoltaicznych, to można szacować, że taki rozwój rynku przyczyni się do powstania 100 tys. nowych miejsc pracy. Ale wygrani będą wszyscy, bo wygenerowane przez Polaków oszczędności sprawią, że będą mogli te pieniądze wydać na kolejne inwestycje, np. w domu, lub na konsumpcję. Dzięki temu roczny wzrost PKB naszego kraju może być wyższy średnio o 0,2 pkt proc.

Tylko nieliczne przedsiębiorstwa energetyczne widzą szansę w rozwoju tego rynku. Raczej traktują prosumentów jako tych, dla których trzeba dostosowywać sieć ?i którzy i tak mogą się odłączyć.

Te obawy są zupełnie niepotrzebne. W dłuższej perspektywie nie da się tego rynku powstrzymać. Główni dostarczyciele energii muszą już dziś planować, jak skorzystać ?na nowej, nie tak odległej rzeczywistości. To wymaga jednak wyraźnej ?zmiany podejścia. ?Na bazie tysięcy mikroźródeł można stworzyć cały system umożliwiający zarządzanie popytem i podażą energii – taką elektrownię wirtualną. Dzięki temu dotychczasowy model, gdzie występują szczyt poranny i wieczorny, może ulec całkowitej transformacji.

To zapewni systemowi bezpieczeństwo i stabilność. Jest to szczególnie istotne dla odbiorców końcowych, w niewielkich miejscowościach, wsiach, gdzie przerwy w dostawach prądu przekraczają dziś znacznie zachodnioeuropejską średnią. Dodatkowo sprzedawca energii, który dziś musi walczyć niższą ceną, może zwiększyć lojalność swoich klientów. Oczywiście będzie miał mniejsze przychody ze sprzedaży prądu prosumentom, ale może im zaoferować dodatkowe usługi związane z serwisowaniem tych urządzeń czy pomocą przy energooszczędnych inwestycjach w domu. Może się okazać, że zarabia na tym samym odbiorcy tyle samo, a może i więcej niż przedtem, tylko w inny sposób.

Bank też na tym skorzysta...

Oczywiście. Naszym wyróżnikiem jest kredytowanie proekologicznych inwestycji. Finansujemy zarówno duże projekty, np. farmy wiatrowe, jak i średnie instalacje, np. dla rolników zainteresowanych produkcją prądu i wytwarzaniem ciepła na własne potrzeby, oraz najmniejsze źródła wytwórcze powstającego właśnie rynku prosumenta.

Idziemy też krok dalej. Proponujemy gotowe systemy, takie jak BOŚ EKOsystem – kompleksowe rozwiązanie grzewcze oparte na współdziałaniu kilku odnawialnych źródeł energii.

Prowadzimy klienta za rękę od samego początku, służąc mu fachową pomocą. Dobieramy właściwe parametry urządzeń, czyli fotowoltaiki, solarów, pompy ciepła, zapewniamy montaż naszego rozwiązania i późniejsze jego serwisowanie. Samo finansowanie jest tylko jednym z elementów procesu. BOŚ EKOsystem jest przykładem na to, że ogrzewanie własnego domu nie musi kosztować wielu tysięcy złotych.

W jaki sposób regulacje zawarte w projekcie ustawy o OZE wpłyną na rozwój rynku mikroinstalacji?

Jeden zapis jest bardzo istotny z punktu widzenia prosumenta – mam tu ?na myśli wprowadzenie tzw. bilansowania produkcji energii, ?czyli rozliczania się z zakładem energetycznym, najlepiej w półrocznym lub rocznym horyzoncie czasowym, na podstawie ilości energii oddanej do sieci i pobranej dla potrzeb gospodarstwa domowego. Wprowadzenie bilansowania mogłoby dać równie duży impuls dla rozwoju mikroźródeł, jak system celowych dotacji. W ogromnym stopniu ułatwiłoby to m.in. szacowanie przyszłych, możliwych do uzyskania oszczędności już na początku inwestycji. Brak jednoznacznych, korzystnych dla prosumenta rozwiązań w tym zakresie może w przyszłości prowadzić do zmniejszenia się liczby aktywnych użytkowników systemu energetycznego. Wraz z postępem technologii, w tym metod magazynowania energii, można wyobrazić sobie sytuację, że prosument, który będzie musiał płacić za sieć, której de facto nie używa, po prostu odłączy się od systemu.

—rozmawiała?    Aneta Wieczerzak-Krusińska

Rz: W pierwszym półroczu, jak podaje Urząd Regulacji Energetyki, przybyło około 200 najmniejszych producentów energii. Nie jest to dużo, ale oni wszyscy zdecydowali się na inwestycje w instalacje produkujące prąd na własny użytek bez wsparcia w postaci dotacji np. z NFOŚiGW. Może więc Polacy nie potrzebują zachęty?i rynek sam się rozkręci?

Mariusz Klimczak:

Pozostało 93% artykułu
Energetyka
Energetyka trafia w ręce PSL, zaś były prezes URE może doradzać premierowi
Energetyka
Przyszły rząd odkrywa karty w energetyce
Energetyka
Dziennikarz „Rzeczpospolitej” i „Parkietu” najlepszym dziennikarzem w branży energetycznej
Energetyka
Niemieckie domy czeka rewolucja. Rząd w Berlinie decyduje się na radykalny zakaz
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Energetyka
Famur o próbie wrogiego przejęcia: Rosyjska firma skazana na straty, kazachska nie