Biopaliwa produkowane z kukurydzy i soi ograniczają uprawy przeznaczone na cele żywnościowe - twierdzą zwolennicy ograniczenia, dodając, że zbyt duża ilość upraw pod biopaliwa podniesie ceny soi i kukurydzy oraz rzepaku, a to wywinduje ceny żywności na światowych rynkach.
Organizacje ekologiczne argumentują, że aby uprawiać rośliny energetyczne, w niektórych krajach karczuje się lasy, co w efekcie podnosi emisje CO2 (tzw. czynnik ILUC). Przeciwnicy takiego podejścia wskazują jednak na brak danych naukowych potwierdzających negatywny wpływ biopaliw na użytkowanie gruntów i emisje CO2.
Kłótnia o procenty
Zgodnie z obecnie obowiązującymi zasadami państwa członkowskie muszą do 2020 r. zapewnić co najmniej 10-proc. udział paliw ze źródeł odnawialnych w transporcie. W ubiegłym roku Komisja Europejska zaproponowała, by w związku z efektem ILUC o połowę zmniejszyć udział biopaliw konwencjonalnych (z upraw rolnych) w realizacji tego celu. Druga połowa musiałaby być realizowana przez biopaliwa drugiej generacji, np. z odpadów, czy alg. Takiej propozycji sprzeciwiała się Polska, wskazując na koszty dla gospodarki i sektora biopaliw.
By osiągnąć kompromis między krajami UE, litewska prezydencja zaproponowała 7-proc. próg dla udziału konwencjonalnych biopaliw, jednak dla krajów takich jak Belgia, Włochy, Dania, Holandia i Luksemburg była to za mało ambitna propozycja.
- Dzisiejsza porażka w przeciwdziałaniu niszczącym skutkom unijnej polityki w zakresie biopaliw jest nie do pomyślenia. Używanie żywności do napełniania naszych baków przyczynia się do wylesiania, wyższej emisji gazów cieplarnianych i presji na rynki żywności. (...) Konkurencja o ziemię pomiędzy uprawą biopaliw i produkcją żywności musi być natychmiast zakończona - skomentował dyrektor ds. polityki leśnej z Greenpeace Sebastien Risso.