Pod względem wyrzucania śmieci dogoniliśmy już Zachód

W 2035 roku aż 65 proc. odpadów będziemy musieli poddawać recyklingowi.

Publikacja: 14.11.2019 23:00

W modelu docelowym  nie więcej  niż 10 proc. odpadów może trafić na składowiska. Fot./Shutterstock

W modelu docelowym nie więcej niż 10 proc. odpadów może trafić na składowiska. Fot./Shutterstock

Foto: W modelu docelowym nie więcej niż 10 proc. odpadów może trafić na składowiska. Fot./Shutterstock

Tak, mamy problem ze śmieciami zmieszanymi – przyznał w rozmowie z „Rzeczpospolitą” minister środowiska Henryk Kowalczyk. – Choć jest ich stopniowo coraz mniej, to wciąż za dużo. Dyrektywa odpadowa nakłada na nas pewne obowiązki: w 2020 r. 50 proc., a w roku 2035 aż 65 proc. odpadów powinniśmy poddawać recyklingowi, a tylko selektywnie zebrane odpady nadają się do recyklingu. Drugi warunek to próg maksymalnie 30 proc. odpadów, jakie możemy spalać. W modelu docelowym nie więcej niż 10 proc. odpadów może trafić na składowiska – mówił.

Jak się wydaje, kluczową metodą uporania się z problemem stały się podwyżki. W połowie października cała Polska mogła przeczytać np. o podwyżkach w Łodzi: odbiór śmieci segregowanych zdrożał tam z 13 do 24 zł miesięcznie. Kto nie segreguje, płaci więcej. Między 2020 a 2035 r. są też poszczególne progi: w uproszczeniu 5 proc. więcej recyklingowanych odpadów co pięć lat.

Kary dla miast

– Jeżeli Polska miałaby podwoić, a w przyszłości potroić recykling, to musi zostać spełnionych wiele warunków – mówi nam Szymon Dziak- -Czekan, prezes Stowarzyszenia Polski Recykling. – Surowce przeznaczone do recyklingu muszą być odpowiedniej jakości, dopłata za recykling musi być adekwatna do warunków rynkowych, należy wprowadzić obowiązek wykorzystywania recyklatów w produkcji nowych produktów, w tym opakowań, i stworzyć system premiowania artykułów pochodzących z recyklingu, aby wygenerować na nie popyt – dodaje. Według niego niezbędne jest też wsparcie nowych inwestycji w branży.

Sprostać wyzwaniu nie będzie łatwo, zwłaszcza że od 2020 r. zacznie obowiązywać rygorystyczny system szacowania poziomu recyklingu. Paweł Głuszyński, ekspert Towarzystwa na rzecz Ziemi, wyliczył, że tylko miasta wojewódzkie zapłacą w przyszłym roku z tego tytułu łącznie 211,5 mln zł kar. W tej kwocie największa pula przypadnie Warszawie – 60 mln zł, najmniejsza Gdańskowi – 0,3 mln zł.

Inna sprawa, że dogoniliśmy już Zachód pod względem wyrzucania: ogółem Polacy produkują co roku 12,5 mln ton śmieci, wypada po 300 kg na głowę. W 2018 r. zaledwie 19 proc. odpadów, jakie wylądowały w naszych koszach, zostało poddanych recyklingowi. To bardzo daleko od unijnych norm. W sumie trudno się jednak dziwić, skoro aż 67 proc. odpadów, jakie lądują w koszach, to odpady zmieszane.

Problemy z plastikiem

– Największy kłopot szykuje nam się z plastikiem, który nieodpowiednio zagospodarowany stanowi zagrożenia dla środowiska: przez wiele lat polskie odpady – jak europejskie i amerykańskie – były eksportowane do Azji – mówi Dziak-Czekan. – Nawet 7,5 mln ton odpadów rocznie wysyłano do Chin. To się skończyło, rynek został zamknięty, a plastik zostaje w Polsce. Potrzebujemy więc inwestycji w moce przerobowe, możliwości zagospodarowania tych odpadów.

Problem może też być z surowcami wielomateriałowymi czy laminatami różnych tworzyw: mimo że spełniają swoją funkcje i są wytrzymałe, bardzo trudno poddać je recyklingowi i nadają się tylko do spalarni. Za wprowadzenie na rynek tego typu opakowań producenci powinni płacić dużo więcej, wzrost kosztów zniechęci przemysł do korzystania z nich.

Ilościowo największym problemem Polski wydają się odpady ogrodowe i kuchenne: rozmaite nadpsute wiktuały, przeterminowane jedzenie, liście z ogrodu. Te pierwsze stanowią problem dla mieszkańca bloku, te ostatnie – dla mieszkańców przedmieść, gdzie dom z ogródkiem czy przynajmniej rzędem krzewów jest standardem. W ośrodkach podmiejskich takie pozostałości stanowią nawet do 60 proc. wszystkich śmieci.

W ubiegłym roku Bruksela zdecydowała o całkowitym zakazie produktów i opakowań plastikowych jednorazowego użytku. Wkrótce znikną zatem talerzyki, kubeczki, sztućce i np. patyczki higieniczne. Zakaz zaskoczył polskich producentów, z których wielu wyspecjalizowało się w takich produktach. Przeraża ich nie tyle sam zakaz, ile ledwie dwuletni okres do jego wejścia. Zdaniem przedsiębiorców to o wiele za mało na przestawienie produkcji na nowe tory. Z drugiej strony plastik to aż 3,5 mln ton polskich odpadów.

Jednak największym zmartwieniem wydaje się mentalność. Wielu z nas nie segreguje odpadów, bo to wymagałoby więcej uwagi – zapamiętania schematu segregacji czy kilku pojemników. Mamy więc proste wymówki, jak ta, że posegregowane śmieci i tak trafiają do jednego pojemnika w śmieciarce (czemu firmy odbierające odpady kategorycznie zaprzeczają). Jednak takie zachowania będą najprawdopodobniej piętnowane w coraz bardziej dotkliwy sposób.

Tak, mamy problem ze śmieciami zmieszanymi – przyznał w rozmowie z „Rzeczpospolitą” minister środowiska Henryk Kowalczyk. – Choć jest ich stopniowo coraz mniej, to wciąż za dużo. Dyrektywa odpadowa nakłada na nas pewne obowiązki: w 2020 r. 50 proc., a w roku 2035 aż 65 proc. odpadów powinniśmy poddawać recyklingowi, a tylko selektywnie zebrane odpady nadają się do recyklingu. Drugi warunek to próg maksymalnie 30 proc. odpadów, jakie możemy spalać. W modelu docelowym nie więcej niż 10 proc. odpadów może trafić na składowiska – mówił.

Pozostało 88% artykułu
Walka o klimat
Wystartowała rejestracja na PRECOP 28
Walka o klimat
Mieszkańcy mogą zobaczyć, że smog otacza nie tylko sąsiadów
Walka o klimat
Biznes czeka energetyczna rewolucja
Walka o klimat
Firmy przed odpadową rewolucją
Walka o klimat
Przywracanie miastom zieleni to nie tylko frajda dla oczu