Zamknięcie przez Polskę granicy z Białorusią zabolało reżim w Mińsku. W ostatnich dniach można odnieść wrażenie, że w kraju Aleksandra Łukaszenki czas się zatrzymał i białoruska propaganda żyje wyłącznie tematami związanymi z Polską. Odkurzono i wydelegowano do Brześcia zbiegłego na Białoruś byłego sędziego Tomasza Szmydta, który ustawia się do kamer tamtejszych tub propagandowych, potępia działania rządu w Warszawie, rozdaje ziemniaki „polskim kierowcom”, z którymi musi się porozumiewać w języku rosyjskim.
Służby dyktatora w desperacji już wprost sugerują, że mogą zarekwirować należące do polskich firm transportowych ciężarówki, które utknęły na Białorusi. Nie jest tajemnicą, że Polska ponosi pewne straty z powodu zamkniętej granicy. Ale konsekwentna polityka leżąca w interesie polskiej racji stanu zawsze ma swój koszt.
Zamknięta granica irytuje Aleksandra Łukaszenkę. Już tłumaczy się przed Chińczykami
W poniedziałek do Mińska zawitał wysłannik Państwa Środka Li Xi, członek Stałego Komitetu Biura Politycznego Komunistycznej Partii Chin. Białoruski dyktator sam poruszył z nim temat granicy z Polską (przez którą drogą kolejową płynie część chińskiego eksportu do UE) i obiecał mu „za zamkniętymi drzwiami” udostępnić jakieś niejawne informacje na ten temat.
Sugerował też, że Polska jakoby działa tu w „interesach państw trzecich”. Nietrudno się domyślić, jaką taktykę dezinformacyjną obierze Łukaszenko, który przez dziesięciolecia wielokrotnie demonstrował sztukę improwizacji i siedzenia jednocześnie na dwóch stołkach. Jednego dnia będzie obsypywał prezydenta Donalda Trumpa komplementami i wychwalał „wielką Amerykę”, a następnego będzie przekonywał przedstawiciela „imperium chińskiego”, że to jakoby USA poprzez Polskę uderzają w chińską gospodarkę.
Czytaj więcej
Aleksander Łukaszenko oparł ideologię swojego reżimu na antypolskiej propagandzie. Walczył z nią...