– Mamy interkonektory łączące na z Czechami i Niemcami, którymi możemy zastąpić 75 proc. dostaw z Rosji – mówi Wojciech Jakóbik, ekspert Instytutu Jagiellońskiego (IJ). Jak zaznacza, do tego jedną trzecią krajowego zapotrzebowania zaspokaja wydobycie. Możemy więc czuć się w miarę bezpieczni. Gdy Gazprom zdecydował, że nie będzie zwiększać dostaw do Polski, PGNiG skorzystało już z tej ścieżki i zamówiło surowiec na giełdzie gazu w Niemczech. Paliwo dostarczane jest tzw. wirtualnym rewersem jamalskim (bierzemy gaz płynący do Niemiec), którego przepustowość sięga 2,3 mld m sześc. rocznie. – Teraz to nawet tańsze rozwiązanie niż kupowanie surowca u Rosjan – podkreśla Jakóbik.

Według Tomasza Kasowicza, analityka DM BZ WBK, PGNiG kupuje gaz od Gazpromu po 380–390 dol. (1233–1264 zł) za 1 tys. m sześc. Z kolei na giełdach europejskich cena wynosi ok. 300 dol. (973 zł). Dla porównania PGNiG sprzedaje odbiorcom paliwo po 1270 zł za 1 tys. m sześc. – Na niemieckim gazie spółka może zarobić – podkreśla ekspert IJ. Zdaniem Pawła Poprawy z Instytutu Studiów Energetycznych jeśliby Gazprom zakręcił nam kurek, bylibyśmy w stanie wytrzymać bez surowca z tego kierunku co najmniej kilka tygodni. – Pełne magazyny wystarczą nam nawet na trzy miesiące – podkreśla. Jak dodaje, gdyby jednak Rosja wstrzymała dostawy dla całej  Europy Zachodniej, Polska znalazłaby się w niekomfortowej sytuacji. Mimo że fizycznym rewersem jamalskim można sprowadzić aż 5,5 mld m sześc. gazu z Niemiec, to trudno byłoby nam znaleźć tam takie ilości surowca. – Gazowy kryzys dotknąłby wówczas nie tylko Polski, ale też Niemcy i inne kraje. Pytanie, czy któryś z nich w tej sytuacji odstąpiłby nam swój surowiec – zastanawia się Paweł Poprawa.

Wojciech Jakóbik uważa, że Moskwie mogłoby się udać rozbić solidarność energetyczną Europy. Z analiz Energiewirtschaftliches Institut w Kolonii wynika, że Polska, obok Finlandii i Turcji, jest najbardziej wrażliwa na długotrwałą przerwę w dostawach gazu z Rosji. – Trzymiesięczne embargo na eksport rosyjskiego gazu odbiłoby się na bezpieczeństwie dostaw w tych krajach. Przerwa sięgająca sześciu miesięcy spowodowałaby powstanie niedoborów w kolejnych krajach Europy Środkowej, m.in. w Czechach, Niemczech, Austrii, Chorwacji – mówi Jacek Brzozowski, ekspert Pracodawców RP.

Gdyby PGNiG zostało zmuszone do zmniejszenia dostaw do klientów, najpierw odczuliby to najwięksi z nich. Na początku 2012 r. ze względu na mroźną zimę i zawirowania w imporcie ze Wschodu spółka czasowo ograniczyła dostawy dla Orlenu, Zakładów Chemicznych Police i Zakładów Azotowych Puławy.