Politycy wszystkich partii chwalą się przewagami swych ugrupowań w wyborach do samorządów. Podczas wieczorów wyborczych omawiano, która partia ile głosów uzyskała, ile i gdzie mandatów objęła. W debacie publicznej całkowicie pominięto programy niepartyjnych komitetów. Mówiono za to o niektórych elementach programów partii, z którymi szły one wcześniej do wyborów parlamentarnych.
Dlaczego w wyborach samorządowych głosy na mandaty przeliczane są metodą D’Honta?
Wybory nie były też uczciwe. Partie dysponowały bowiem gigantycznymi zasobami finansowymi, korzystały ze szczodrobliwości stacji telewizyjnych i radiowych. Tym nie dysponowały obywatelskie komitety wyborcze. Partie posiadają struktury w całym kraju. Natomiast specyfiką komitetów wyborczych mieszkańców jest ich lokalność, za którą są karane niesprawiedliwym systemem przeliczania liczby głosów na mandaty. Partie zadbały też o to, aby w okręgach wyborczych było jak najmniej mandatów do podziału, co w systemie D’Hondta daje dodatkowa przewagę partiom, szczególnie dwóm największym.
Czytaj więcej
W wielu polskich gminach nie ma mowy o jakimkolwiek samorządzie. Od lat rządzą ci sami ludzie, którzy nie są zainteresowani żadną zmianą. Lokalne społeczności są zaś tak zniechęcone, że przestały na wybory chodzić.
Przypomnę, że system ten został wymyślony po to, aby umożliwić partiom formowanie większości parlamentarnych niezbędnych dla utworzenia rządu. A przecież rada gminy czy miasta nie wybiera rządu. Dlaczego np. w warszawskich radach dzielnic, które są jednostkami pomocniczymi gminy, stosuje metodę przeliczania głosów na mandaty rodem z wyborów do Sejmu? Sytuacja ta pozwala stwierdzić, że partie polityczne są zainteresowane uniemożliwieniem osobom niepartyjnym udziału w organach samorządu terytorialnego. A zatem 99 proc. niepartyjnych obywateli jest odsuwanych od stanowienia prawa lokalnego, od istotnego wpływu na funkcjonowanie swoich wspólnot lokalnych.
Wybory samorządowe 2024: To nie jest kraj dla niepartyjnych
Jak to wygląda w Warszawie? Spójrzmy na liczby. W nowym składzie Rady Warszawy znalazło się 37 radnych KO, 15 PiS i ośmiu Lewicy, która wchłonęła ruchy miejskie. Wśród 60 radnych nie ma nikogo spoza list partyjnych. Mieszkańcy nie tworzą lokalnych komitetów wyborczych, nie wierząc w powodzenie w związku z przewagą finansową, medialną i organizacyjną partii. Przy czym komitety wyborcze wystawiające swoich kandydatów do Rady Warszawy oraz do wszystkich rad dzielnic mają większe szanse zdobycia mandatu niż te startujące tylko w jednej dzielnicy. Dlatego tylko nieliczne stowarzyszenia lokalne utworzyły komitety.