Nowa strategia energetyczna Niemiec zakłada m. in. całkowitą rezygnację z energii jądrowej i rozwój odnawialnych źródeł energii (OZE). Do 2050 r. aż 80 proc. energii elektrycznej w Niemczech ma pochodzić właśnie ze źródeł odnawialnych.
Aby projekt ten był opłacalny, ceny praw do emisji CO2 muszą być o wiele wyższe od obecnego poziomu 6 euro za tonę. Transformację energetyczną w Niemczech ma bowiem w dużej mierze finansować tamtejszy Fundusz Energetyczno-Klimatyczny, do którego trafia całość dochodów ze sprzedaży praw do emisji CO2 przypadającej na Niemcy.
Berlin za wszelką cenę stara się, by niemiecka strategia została przyjęta jako obowiązująca dla całej Unii Europejskiej. Walczy też o podniesienie obowiązkowego poziomu redukcji emisji gazów cieplarnianych w krajach Unii, które prowadziłoby do wzrostu cen uprawnień do emisji. A to może zmniejszyć konkurencyjność polskiego przemysłu oraz atrakcyjność polskich inwestycji energetycznych.
Takiego zdania jest m. in. Janusz Steinhoff, b. wicepremier i minister gospodarki. – Jedynymi skutkami tego tempa redukcji emisji CO2 będą obniżenie konkurencyjności europejskiej gospodarki, szczególnie polskiej – opartej na węglu, oraz obniżenie poziomu życia obywateli – mówi Steinhoff.
– Zdaniem niemieckich ekspertów obecny stan, w którym polityka energetyczna znajduje się w gestii państw narodowych UE, jest przeżytkiem. Nie zapewnia ona bowiem Unii ani bezpieczeństwa energetycznego, ani zmniejszenia emisji CO2 i powinna zacząć podlegać regulacjom na poziomie unijnym. Często w tym kontekście podawany jest przykład Polski, która obstając przy strukturze bilansu energetycznego opartego na węglu, szkodzi polityce ochrony klimatu i rozwojowi zielonych technologii – mówi Anna Kwiatkowska-Drożdż, kierownik Zespołu Niemiec i Europy Północnej w Ośrodku Studiów Wschodnich.