Polskie miasta są w niechlubnej czołówce najbardziej zanieczyszczonych w Europie pod względem jakości powietrza. Ale władze nie informują o zagrożeniu. Bo wyznaczyły najwyższe w UE poziomy, przy których przekroczeniu ogłaszany jest tzw. alarm smogowy.
Brak ostrzeżeń
Informacje o wyższym stężeniu zawieszonych w powietrzu pyłów dostajemy w sytuacji, gdy ich poziom sięgnie 200 mikrogramów na dobę. Alarm i związane z tym działania prewencyjne, jak np. ograniczenie ruchu samochodowego w miastach czy zakaz palenia w kominkach domowych, władze podejmują dopiero przy poziomie 300 mikrogramów na dobę. To sześciokrotnie więcej niż wynosi dobowa dopuszczalna norma według polskich przepisów.
Tymczasem w Czechach, Szwajcarii czy na Węgrzech wystarczy już 100 mikrogramów dziennie, a w Belgii, Wielkiej Brytanii i Francji – odpowiednio 70, 75 i 80 mikrogramów.
U nas poziom alarmowania resort środowiska podniósł w 2012 r. z 200 do 300 mikrogramów. Teraz Polski Alarm Smogowy (PAS) apeluje, by ustalić je na poziomie 100 mikrogramów. – Obecny poziom jest skandalicznie wysoki. Jeśli normy alarmowe byłyby na poziomie francuskich, to w Warszawie mielibyśmy sześć dni alarmowych w roku, w Łodzi byłoby ich 33, w Zakopanem – 35, w Rybniku – 51, a w Krakowie – aż 100, czyli niemal cały sezon grzewczy – wylicza Piotr Siergiej z PAS.
Nadchodzące chłody spotęgują problem, bo w domach pali się czym popadnie. Skutek jest taki, że wdychamy rakotwórcze substancje podobne do tych wciąganych z dymem papierosowym, takie jak benzo(a)piren. Jak wyliczył PAS, mieszkańcy Lublina, Gdańska i Warszawy, którzy na dworze przebywają średnio cztery godzinny dziennie „wypalają" od dwóch do czterech papierosów dziennie. Z kolei w Krakowie jest to już ok. 11 sztuk, a w Zakopanem – nawet 13 sztuk dziennie, choć w sezonie grzewczym liczba ta może się podwajać.