– Widzimy w Polsce potencjał na 15 elektrowni lub elektrociepłowni na słomę. Sami chcemy zbudować pięć. Najbardziej zaawansowane projekty mamy w Lublinie i Biłgoraju – mówi „Rzeczpospolitej" Oystein H. Kvarme, prezes TergoPower. Kolejnych lokalizacji nie ujawnia, bo trwają rozmowy o zakupie gruntów. Wskazuje tylko na Wielkopolskę i Kujawsko-Pomorskie.
Rolnicy zarobią
Te dwa województwa – oprócz Lubelszczyzny – mają największy potencjał, jeśli chodzi o dostęp do surowca. Norwegowie mówią o przynajmniej 10 mln ton rocznie niewykorzystanej słomy, która mogłaby iść na produkcję 6 TWh zielonej energii na rok (ok. 3,7 proc. produkcji kraju).
– Te szacunki dotyczące nadwyżki słomy są wiarygodne, jeśli uwzględnimy potrzeby jej dostarczania tylko na potrzeby produkcji rolnej – twierdzi dr inż. Katarzyna Bańkowska z Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa Polskiej Akademii Nauk. Jak dodaje, mogą się jednak one okazać zaniżone, jeśli wziąć pod uwagę dodatkową ilość słomy używaną do odbudowy warstwy próchniczej gleby, co ma zwiększyć rezerwuar wód nadwyrężony suszą. Zauważa jednocześnie, że w południowo-wschodniej Polsce gęstość zaludnienia jest na tyle duża, że opłacałoby się tam budować elektrociepłownie produkujące z większą sprawnością w procesie kogeneracji.
TergoPower na razie myśli tylko o produkcji prądu. Ale jeśli będą odbiorcy, jest też otwarty na wytwarzanie ciepła. Biomasę zamierza zaś pozyskiwać od rolników prowadzących działalność odległości do 120 km od siłowni. Szacuje, że da to dochód ok. 2 tys. gospodarstw rolnych.
Słoma musi być jednak uformowana w specjalną kostkę i wystarczająco sucha (wilgotność do 25 proc.) – inaczej dostawca zostanie odesłany z kwitkiem. W ramach barteru za transport rolnik będzie też mógł odebrać popiół powstający przy spalaniu słomy i wykorzystać go jako nawóz.