Takie szacunki przedstawiła w rozmowie z „Rz” Dominika Taranko, wiceprezeska fundacji Wind Industry Hub działającej na rzecz wsparcia budowy silnego przemysłu i zaplecza usługowego dla sektora wiatrowego w Polsce. Problemem polskiego przemysłu jest brak wykonawców realizujących dla deweloperów główne kontrakty. Dostawcy poziomu 1 (tzw. Tier1) są to bezpośredni dostawcy produktu lub usługi końcowej. Z kolei poziomy 2, 3, 4 to ich dostawcy lub podwykonawcy. Warto być dostawcą poziomu pierwszego, bo wówczas generuje się wyższą marżę. Na krajowym rynku nie ma takich podmiotów, które obsługiwałyby w pełnym zakresie inwestorów realizujących farmy wiatrowe, organizując własny łańcuch poddostawców. Do tego trzeba skali. Krajowe firmy były dotąd zbyt małe, by pozycjonować się w tej roli. – Żeby stało się to było możliwe, przemysł w Polsce musi się konsolidować. Nie konkurować ze sobą, tylko nawiązywać współpracę, tworzyć konsorcja choćby średniej wielkości w ujęciu europejskim – mówi Taranko.
Dodaje, że na rynku wyróżnia się Tele-Fonika Kable, jako jedyny polski Tier1, jednak również ten podmiot nie świadczy jeszcze pełnej usługi. Dostarcza kable dla inwestorów stawiających morskie wiatraki, ale aspiruje do tego, by je również instalować, posiadać centrum logistyczne. Pod koniec stycznia spółka podpisała z Agencją Rozwoju Przemysłu list intencyjny w sprawie współpracy przy realizacji projektów związanych z morską energetyką wiatrową. Podmioty będą też współpracować przy budowie statku do układania kabli podmorskich, który będzie wykorzystywany głównie przy instalacji i serwisowaniu kabli na morskich farmach wiatrowych na Bałtyku. Wszystko po to, by w jak największym stopniu wykorzystywać lokalne zasoby i komponenty, wzmacniając rolę polskich stoczni i krajowych dostawców. To odpowiedź na sytuację rynkową - na rynku brakuje jednostek, które układają i naprawiają kable podmorskie. Problem ten dotyczy nie tylko Polski, ale i innych krajów. Jednostka taka może mieć szerokie wykorzystanie, od układania i naprawy kabli farm wiatrowych, kabli energetycznych, po telekomunikacyjne i światłowodowe.
Większą rolę w MEW chciałyby odgrywać również inne podmioty przemysłowe, jak choćby Grupa Przemysłowa Baltic
która stara się zbudować pozycję rynkowego integratora usług, w tym między innymi w zakresie dostarczania w pełni wyposażonych morskich trafostacji. W styczniu firma ta zakończyła budowę dwóch morskich stacji transformatorowych dla projektu Baltic Power. Zlecenie dotyczyło jednak samych konstrukcji, a następnie zostały one przetransportowane do Danii, gdzie będą wyposażone.
Bariera finansowa
Wyzwaniem aby wybić się do pozycji Tier1 są możliwości finansowe krajowych przedsiębiorstw. Firmy mają problemy z płynnością, z pokazywaniem gwarancji w odpowiedniej wysokości. Zamówienia inwestorów opiewają na setki milionów złotych. Na etapie wyceny uwzględniane są z reguły prognozy przyszłych cen surowców. Zamówień dokonuje się z dużym wyprzedzeniem, często dwuletnim. Z kolei płatność następuje z chwilą dostarczenia komponentu. - Podmioty mają często problem, by wykazać odpowiedni standing finansowy. I tu przydałyby się mechanizmy pochodzące od KUKE, które mogłyby zagwarantować poświadczenie, nawet biorąc w zastaw powstający produkt – informowała Taranko.
Pomocna byłaby też jasna polityka energetyczna państwa w zakresie offshoru, z jednoznacznie wskazanym celem, który byłby gwarancją, że projekty na pewno będą realizowane. - Widzimy w ustawie, że mają być organizowane aukcje dla morskiej energetyki w 2025, 2027, 2029 i 2031 r. Chcielibyśmy tych 18 GW do 2040 r. wybudować, ale stanowczej deklaracji, że projekty powstaną, że nie dojdzie do luki inwestycyjnej czy późniejszej kumulacji inwestycji, nie ma. Nie brakuje natomiast w przestrzeni publicznej dyskusji, że może warto postawić na inne, tańsze źródła prądu, między innymi na gaz. Naszym zdaniem w horyzoncie 2040 r. nie ma - jeśli chodzi o źródła wytwórcze o tak znaczących mocach jak offshore - równie dobrej alternatywy dla Polski jak wiatr. Potrzeba odpowiedzialnego planowania na poziomie rządowym, należy dołożyć starań, by polski przemysł w jak największym stopniu skorzystał z prowadzonych inwestycji. Niezbędny jest czytelny przekaz ze strony decydentów, który uzasadni przygotowanie się firm do tych zadań i wydatki poczynione z myślą o przyszłych zleceniach – dodała przedstawicielka Wind Industry Hub.
Inwestycje zrealizowane przez dostawców miałyby szansę zwracać się w długim terminie.
Nie chodzi przecież tylko o 18 GW zbudowanych w kraju do 2040 r. kosztem 300 mld zł. Bo w Europie na ten cel przeznaczone zostaną w tym czasie - jak mówi Taranko - środki 12-13 razy wyższe. To szansa na kolejne kontrakty dla polskich spółek, które przygotują się odpowiednio do realizacji tego typu zadań.
Innym wyzwaniem są kompetencje. Wind Industry Hub w obszarze morskiej energetyki wiatrowej zidentyfikował 120 zawodów. - W niektórych przypadkach za 5-6 lat będziemy potrzebować nawet dwustu specjalistów. Tymczasem w Polsce na wszystkich uczelniach kształci się w sumie kilkanaście osób - informuje Taranko. Rośnie zapotrzebowanie na specjalistów z różnych dziedzin, od inżynieryjnych, projektowych, po pracowników naukowo-badawczych. Kadr brakuje na każdym odcinku i nie jest to wyłącznie problem polski, a ogólnoeuropejski. Część uczelni, szczególnie na Pomorzu, stara się odpowiadać na zapotrzebowanie rynkowe. Ale wciąż brakuje rozwiązań systemowych, by kształcić specjalistów w skali kraju.
Wsparcie dla „swoich”
Ważnym elementem dyskusji o wspieraniu local contentu jest podejście do konkurencji spoza Unii. Trend zmierzający do odbudowania polityki przemysłowej Unii Europejskiej widoczny jest od 2021 r. To istotne w kontekście agresywnej polityki państw trzecich, które zalewają rynek UE produkowanymi u siebie komponentami. Taranko podkreśla, że pojawia się szereg regulacji, które umożliwią uwzględnianie renty geograficznej, stanowiąc tym samym wsparcie podmiotów europejskich w zakresie przetwórstwa przemysłowego i usług. To przełom. Jak dotąd, UE była rynkiem sterylnie wolnokonkurencyjnym, nie można było w ramach prawa zamówień publicznych stosować jakiegokolwiek protekcjonizmu gospodarczego.
Dziś wyraźny jest trend, by teren UE, ewentualnie Wspólnego Obszaru Gospodarczego, był w jakiejś mierze izolowany od pomiotów z zewnątrz. - Są już pierwsze wyroki TSUE oddalające zarzuty podmiotów chińskich i tureckich w związku z ich wykluczeniem z postępowań. Ale widać też w różnych mechanizmach pomocowych, zarówno w funduszach krajowych jak i unijnych, pojawiające się zapisy, że licencje mają pochodzić z UE lub że podmioty z nich korzystające mają mieć unijny rodowód. To będzie benchmarkiem dla postępowań zakupowych na rynku – mówi Taranko. Można więc będzie uwzględniać kryteria jakościowe związane z rentą geograficzną – z tym, że wykonawca jest blisko i może szybko reagować na potrzeby zlecającego, że działa w tym samym reżimie podatkowym i prawnym, że gwarantuje bezpieczeństwo stosowanych rozwiązań informatycznych oraz działa w sposób zrównoważony.
Wiatraki i obronność
Energetyka wiatrowa to nowy sektor, który się rozwija i może dać potężny impuls dla przemysłu. Polska była od dekad krajem przemysłowym i część kompetencji w tym zakresie nie została jeszcze utracona. Warto przy tym uwzględnić zakłady podwójnego zastosowania w związku z planami inwestowania w przemysł obronny. - Pewnym niebezpieczeństwem byłoby inwestowanie w moce wytwórcze tylko pod kątem zbrojeniowym. Potrzeby przemysłu obronnego zwiększają się cyklicznie. Trudno oczekiwać, że popyt będzie stały, długoterminowy. Doposażenie zakładów sprzętowo niesie ze sobą element ryzyka. Inaczej byłoby, gdyby fabryki dywersyfikowały produkcję, tym bardziej, że pewne obszary się pokrywają. I tak na przykład pływające jednostki instalacyjne, serwisowe pracujące na potrzeby morskich farm wiatrowych jednocześnie mogą być wykorzystywane do wsparcia zadań z zakresu obronności. Huty, które są w stanie produkować komponenty do zbrojeniówki, mogą produkować też komponenty dla wiatraków. Mamy synergię miedzy dwoma sektorami gospodarki. Mogą się one uzupełniać pod kątem portfela zleceń – uważa Taranko.
Są to jednak duże przedsięwzięcia inwestycyjne, które również wymagałyby kierunkowego wsparcia z poziomu Rady Ministrów, określenia, jak takie sektory strategiczne Polska zamierza rozwijać. Wskazane byłyby też partnerstwa na przykład z Polskim Funduszem Rozwoju czy z Agencją Rozwoju Przemysłu. Biorąc pod uwagę niepewną sytuację geopolityczną, być może taki scenariusz ma szansę się zrealizować. W kierunku zwiększania wydatków na obronność idzie nie tylko Polska, ale też cała Europa. Gdyby inwestycje te mogły pracować również na rzecz pozostałych gałęzi przemysłu, w tym OZE, byłoby to z korzyścią dla wszystkich – producentów, inwestorów i konsumentów.