Polska energetyka dynamicznie się transformuje. Moc zainstalowana w odnawialnych źródłach energii przekroczyła 30 GW – na początku lutego moc zainstalowana w elektrowniach wiatrowych wynosiła 10,8 GW, a w fotowoltaicznych (na początku stycznia) – 21,3 GW, z czego aż 12,1 GW to instalacje prosumenckie.

W całym 2024 roku produkcja energii z OZE osiągnęła blisko 30-procentowy udział w miksie energetycznym. Jednocześnie udział węgla spadł do nieco ponad 57 proc. To najniższy poziom w historii. Udział gazu ziemnego wyniósł 11,6 proc. Wśród odnawialnych źródeł dominującym były farmy wiatrowe, wygenerowały one 14,7 proc. energii. Z kolei najszybciej przyrastały moce fotowoltaiki – w 2024 roku wzrosły one o ponad 4 GW, z czego 1,3 GW to instalacje prosumenckie. Moce gazowe zwiększyły się z kolei o 1,5 GW.

Jeszcze w 2015 roku udział węgla w miksie energetycznym wynosił 80 proc. Dziś jest to poniżej 60 proc., sporo udało się więc zrobić. Polska energetyka od dekad oparta była na elektrowniach węglowych, na co wpłynęły posiadane zasoby węgla i decyzje polityczne.

Największy wpływ na emisje miały stare elektrownie węglowe. W ostatnich latach dużo zrobiono w celu obniżenia emisji sektora, redukując wpływ najstarszych jednostek opalanych węglem. Nowsze bloki węglowe charakteryzują się niższą emisyjnością. Jednocześnie przystąpiono do budowy energetyki wiatrowej i słonecznej, uzupełniając to inwestycjami w elektrownie gazowe, które są w stanie odpowiedzieć na wahania produkcji ze źródeł pogodozależnych.

Duży potencjał w wietrze

Z pewnością bylibyśmy w innym miejscu, gdyby nie zasada 10H, która praktycznie wstrzymała na lata rozwój energetyki wiatrowej na lądzie. Zakładała ona, że minimalna odległość turbin wiatrowych od budynków mieszkalnych musi być równa dziesięciokrotności ich wysokości. Takie warunki uniemożliwiały realizację nowych inwestycji na terenie kraju. Obecnie sektor czeka na poluzowanie przepisów.

Znaczenie OZE będzie dalej rosło, zwłaszcza biorąc pod uwagę rozwój morskiej energetyki wiatrowej. Do 2040 roku na Bałtyku ma zostać wybudowanych 18 GW mocy. W tej chwili zaawansowane prace w tym obszarze prowadzą Orlen, Polenergia i PGE. Orlen w 2026 roku rozpocznie produkcję z farmy o mocy 1,2 GW budowanej wraz z kanadyjskim partnerem, Northland Power, obecnie trwają prace instalacyjne na morzu. Z kolei PGE z duńskim Ørstedem stawiają farmę o mocy 1,5 GW, która rozpocznie wytwarzanie energii w 2027 roku. Polenergia współpracuje z norweskim Equinorem przy farmach o mocy 1,44 GW, etap komercyjny użytkowania pierwszych projektów rozpocznie się w 2028 roku.

By system był bezpieczny, konieczne jest stabilizowanie uzależnionych od pogody źródeł OZE. Rozwiązaniem są magazyny energii oraz bloki gazowe, które uzupełniają niedobory w momentach, gdy nie świeci słońce i nie wieje wiatr. Energetyka oparta o gaz generuje mniej emisji niż węglowa, jest też na tyle elastyczna, że pozwala szybko reagować na bieżące potrzeby. Z tego względu zabiegano, aby Unia Europejska uwzględniła gaz jako paliwo przejściowe w transformacji.

Sporo mamy jako Polska do zrobienia w zakresie redukcji emisji dwutlenku węgla. Pewnym utrudnieniem w osiąganiu celów w tym zakresie paradoksalnie był silny wzrost gospodarczy kraju na przestrzeni minionych lat. Gdyby nie to, redukcje emisji CO2 byłyby wyraźniejsze – zaznacza PwC. W warunkach silnie rosnącej gospodarki udało się ograniczyć emisje w ostatnich sześciu latach o 2,4 proc., do 344 mln ton CO2.

Goni nas czas

Czy możemy dziś spać spokojnie? Raczej nie. Jeśli założyć, że cele związane z transformacją nie zmienią się w obliczu zawirowań w geopolityce, konieczne będzie przyspieszenie działań, mamy bowiem wciąż bardzo dużo do zrobienia.

Do 2030 r. 42,5 proc. energii wykorzystywanej w UE powinno pochodzić z OZE (z aspiracją do 45 proc.). Z wyliczeń Forum Energii wynika, że taki cel przekłada się na polski wkład w wysokości 31,5 proc. OZE w całej gospodarce w 2030 r. Przyspieszenie rozwoju źródeł odnawialnych jest niezbędne.

Koszty korzystania z energii opartej na węglu są coraz wyższe, dodatkowo polskiej energetyce grozi wkrótce luka generacyjna. Wyeksploatowane bloki trzeba będzie zastępować nowymi źródłami. Ratunkiem mogłaby być elektrownia jądrowa, ale inwestycje w atom są długotrwałe. Zdaniem obserwatorów rynku, bloki jądrowe mogą być gotowe dopiero pod koniec lat 30.

Według projektu Krajowego Planu w dziedzinie Energii i Klimatu do końca dekady Polska ma mieć 32,6 proc. udziału OZE w końcowym zużyciu energii brutto. Na realizację tego celu składać się będzie zużycie OZE – łącznie – w elektroenergetyce, ciepłownictwie i chłodnictwie oraz na cele transportowe. Z kolei do 2040 r. udział OZE może wzrosnąć do 58,4 proc. Najszybciej proces będzie postępował w elektroenergetyce, zakłada się, że w 2030 r. udział OZE w tym segmencie może wynieść ponad 56 proc. Zrealizowanie niezbędnych inwestycji wymaga ogromnych środków, w tym na rozwój sieci, by była ona gotowa do przyłączania nowych źródeł.

Celem transformacji jest powstrzymanie kryzysu klimatycznego, ale też poprawa jakości życia obywateli i postęp technologiczny. Nie do przecenienia są – szczególnie w dzisiejszych niestabilnych czasach – kwestie związane z bezpieczeństwem ekonomicznym i energetycznym. Transformowanie systemu oznacza stopniowe odchodzenie od paliw kopalnych. Im więcej zbudujemy OZE, tym bardziej będziemy niezależni od zewnętrznych dostawców. Im bardziej rozproszone będą źródła, tym mniejsze ryzyko uszkodzeń i rozległych awarii. Kierunek jest właściwy i jego utrzymanie wydaje się na dziś kluczowe.