Przecena na rynku ropy jest związana z nadmierną podażą benzyny i oleju napędowego. Gdy w styczniu i lutym ceny ropy spadały, rafinerie wykorzystały to, zwiększając produkcję. Zapasy benzyny w USA sięgnęły pod koniec lipca 241 mln baryłek, pomimo sezonowo dużego popytu na paliwo. To o 12 proc. wyższy niż pięcioletnia średnia dla sezonu letniego. Jednocześnie niektóre kraje OPEC zaczęły zwiększać wydobycie ropy, a czynniki, które ograniczały podaż w poprzednich miesiącach (np. pożary lasów zagrażające polom naftowym w Kanadzie), straciły znaczenie.

– Okres, w którym rynek potrzebuje osiągnąć równowagę, okazuje się dłuższy, niż myślano. Rynek musi się też mierzyć z nadmierną podażą ropy i produktów naftowych, a także ze wzrostem produkcji w USA – twierdzi Eugen Weinberg, szef działu analiz surowcowych w Commerzbanku.

– Zmiany będą powolne. Nadmierna podaż na rynku naftowym będzie znikała bardzo długo, a to oznacza, że wzrost cen będzie stopniowy – prognozuje Michael Hsueh, ekonomista z Deutsche Banku. Jego zdaniem ropa powinna drożeć w końcówce roku. Surowiec gatunku WTI powinien kosztować w czwartym kwartale 49,5 dol. za baryłkę, a dopiero w przyszłym roku przebić poziom 50 dol. za baryłkę.

Spadek cen ropy już zaczyna być odczuwany przez polskich konsumentów – paliwa na stacjach systematycznie tanieją. – Średnia cena benzyny w Polsce wynosi 4,34 zł za litr, a oleju napędowego 4,11 zł za litr. Sierpień powinien przynieść dalsze spadki, wynoszące nawet 10 gr za litr. W niektórych województwach są stacje benzynowe, na których olej napędowy jest już sprzedawany poniżej 4 zł za litr – mówi „Rzeczpospolitej” Dorota Gudaś, analityczka BM Reflex.