Czarna strona mocy ma swoją cenę

Publikacja: 12.12.2019 18:40

Czarna strona mocy ma swoją cenę

Foto: energia.rp.pl

Od kilkunastu lat było wiadomo, że wszyscy Polacy kiedyś zapłacą za zbyt skarbonizowaną energetykę. Kolejne rządy sądziły, że jakimś cudem unikną drastycznych podwyżek prądu. Ulga się skończyła, miecz Damoklesa właśnie uderza.

Urząd Regulacji Energetyki, który zatwierdza taryfy dla odbiorców indywidualnych, poinformuje za kilka dni, o ile zdrożeje energia elektryczna od 2020 roku. Zapewne będzie to w przedziale 10–15 proc. Z jednej strony ma to uwzględnić rosnące ceny uprawnień do emisji CO2 i wyjątkowo drogi w Polsce węgiel – te koszty wzięły na siebie zakłady energetyczne. Z drugiej strony regulator stara się spłaszczyć ten wzrost dla klientów indywidualnych. Drogi prąd nakręci spiralę podwyżek, bo gdy firmy, które też korzystały z ochronnego parasola przez ostatni rok, zaczną otrzymywać wyższe rachunki za energię, przerzucą te koszty na klientów, czyli nas.
Dlaczego prąd drożeje? Bo od czasu wejścia Polski do UE kolejne rządy, zamiast zmniejszać udział węgla w energetyce, utrzymywały jego wysoki poziom. 2004 rok jest ważny, bo wówczas jako świeży członek UE byliśmy świadomi tego, że Bruksela w kolejnych latach będzie chciała zmniejszać wysoką emisję dwutlenku węgla w energetyce i powstanie system handlu emisjami, którego celem będzie premiowanie zazieleniania energetyki i karanie państw za braki w reformach. Rząd Donalda Tuska co prawda nie chciał reform w górnictwie i wybierał spokój, ale trzeba przyznać, że ostatecznie dał przyzwolenie na rozwój energetyki wiatrowej, dzięki czemu do końca 2015 r. było prawie 5 gigawatów z odnawialnych źródeł energii. Rządy PiS nie dość, że zablokowały rozwój energetyki wiatrowej ustawą odległościową, to jeszcze postawiły na rozwój górnictwa, pompując ze spółek Skarbu Państwa miliardy złotych w nieefektywny sektor.
""

Adobe Stock

energia.rp.pl

Najlepszym wyrazem tej nieracjonalnej polityki, której bliżej jest do socjalizmu, gdzie powstawały inwestycje ze względów politycznych, a nie ekonomicznych, jest budowa energetycznego bloku C w Ostrołęce. Bezsens tej inwestycji jest powszechnie znany. Projekt nie spina się ekonomicznie i nawet Polska Grupa Energetyczna nie chce wchodzić w finansowanie tego bloku. Węgiel dla tej elektrowni prawdopodobnie będzie pochodził z importu, czyli z Rosji. A chłodzenie tego bloku jest mocno wątpliwe, gdyż borykamy się z deficytem wody i Narew może nie podołać temu zadaniu.
A sama energia z tego bloku będzie tylko droższa, bo wspomniane wyżej ceny uprawnień do emisji CO2 będą wyższe. Tak skonstruowany jest ten mechanizm – by od czarnej energetyki odchodzić w stronę zielonej strony mocy.
W tym czarnym tunelu widać jednak światło nadziei. Kryzys cenowy może być szansą na zmianę. Może mamy więcej zapłacić za prąd po to, by zacząć domagać się większego udziału odnawialnych źródeł w miksie energetycznym, albo w większym stopniu sami tę energię będziemy wytwarzać na swoje potrzeby? Już teraz prąd z OZE jest tańszy od źródeł węglowych i ta różnica tylko będzie się pogłębiać na rzecz energii z wiatru i słońca. Nowy zielony ład Komisji Europejskiej stawia na neutralność klimatyczną w 2050 r. „Czarna” Polska może się zazielenić i skorzystać na transformacji. Rząd musi dać jednak sygnał, że chce zmiany, a nie tylko oczekiwać, że Bruksela za wszystko zapłaci.
Pozostało 100% artykułu
Klimat
Nowy rząd zapowiada „wiceministerstwo energii”
Klimat
Pakt klimatyczny z Glasgow trampoliną do działań
Klimat
48 godzin, czyli jak nie prowadzić konsultacji społecznych
Klimat
Bogate kraje coraz bardziej czują zmiany klimatu
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Klimat
Polska nie może być pasażerem na gapę transformacji dla klimatu