Nasze lobby węglowe ma się świetnie, rozpoczyna nawet ekspansję na Zachód. Ambasador polskiego czarnego złota wybiera się do europarlamentu, by tam je promować.

Wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski stara się łączyć ogień z wodą – odpowiada w resorcie za reformę górnictwa i jednocześnie za rozwój energetyki odnawialnej. Po ponad trzech latach rządów Prawa i Sprawiedliwości węgiel ma się w Polsce dobrze. Minister zaangażował spółki energetyczne w ratowanie i restrukturyzację nierentownych kopalń, dzięki czemu górnicy nie stracili pracy. Z odnawialnymi źródłami energii nie jest już tak dobrze. Nowych farm nie przybywa, nie wykonamy tzw. celu OZE, czyli nie będziemy w stanie do 2020 r. produkować 15 proc. energii ze źródeł odnawialnych, do czego zobowiązaliśmy się przed laty w Brukseli. To efekt blokowania wiatraków, które obniżały rentowność bloków węglowych, poprzez ustawę odległościową.
Ostatnie lata to ciąg zdarzeń, które doprowadziły nas do kryzysu cen energii, za który płacą już wszyscy podatnicy. A to nie koniec słonego rachunku, który w najbliższych latach przyjdzie nam uregulować. Polska energetyka oparta na spalaniu węgla ponosi coraz wyższe koszty. Wysokie ceny węgla cieszą oczywiście kopalnie, które wreszcie notują zyski. Ale to, co cieszy kopalnie, nie cieszy już spółek energetycznych, bo te muszą drożej kupować surowiec, a energię sprzedawać po cenach z ubiegłego roku. To efekt zamrożenia cen energii przez rząd. Oczywiście stworzono specjalny fundusz rekompensat, z którego mają korzystać wytwórcy energii, ale nadal nie wiadomo, czy Bruksela nie uzna tego za niedozwoloną pomoc publiczną. To, co jest jednak kluczowe, to skok cen uprawnień do emisji dwutlenku węgla. W ciągu roku ich koszt wzrósł o ponad 150 proc. System handlu uprawnieniami został tak pomyślany, by emisję dwutlenku węgla systematycznie ograniczać. Nie rozumiały tego kolejne rządy RP od 2004 roku, czyli od momentu wejścia Polski do Unii. Teraz przychodzi nam za to płacić. Roczne mrożenie cen prądu ma kosztować budżet państwa przynajmniej 10 mld zł.
Z każdym rokiem rośnie import czarnego złota, szczególnie z Rosji, bo nasze kopalnie ani nie są efektywne, ani w ostatnich latach nie były odpowiednio doinwestowywane. Obecnie jedną czwartą naszych węglowych potrzeb zaspokajać musi właśnie import. Jak na dłoni widać, że od węgla powinniśmy jak najszybciej odchodzić, bo nie tylko mamy problem z jego wydobyciem, ale przede wszystkim coraz droższe jest – i będzie – jego spalanie. O skutkach dla środowiska nie wspominając.
Wybierający się do Brukseli minister Tobiszowski chce promować tam węgiel, tymczasem zachodnie kraje UE nie tylko zarysowały horyzont odejścia od węgla, ale nawet i od atomu, bo przestawiają się na energię z wiatru i słońca. Polska ma być ostoją czarnej alternatywy?