– Jeżeli to, co się stało, jest prawdą, to Siemens został oszukany. Było to poważne naruszenie warunków kontraktu i poderwanie zaufania, które uderzy w inwestycje (niemieckie – red.) w Rosji – ostrzegł baron Rüdiger Freiherr von Fritsch-Seerhausen, ambasador Niemiec w Federacji Rosyjskiej.

Niemcy są drugim po Chinach i największym w Europie partnerem handlowym Rosji oraz jednym z największych inwestorów zagranicznych w tym kraju. Wśród niemieckich koncernów w Rosji prym wiedzie Siemens, mający fabryki w Federacji i dostarczający technologię i tabor dla rosyjskich kolei oraz urządzenia dla energetyki. Jednak od 2014 r liczba niemieckich firm w Rosji maleje. Niemiecko-Rosyjska Izba Handlu Zagranicznego podaje, że w 2014 r. działało tam 6 tys. firm z kapitałem niemieckim, a w 2015 r. o 7 proc. mniej.

Dochodzenie przeprowadzone przez Siemensa potwierdziło, że dwie turbiny, które Niemcy sprzedali spółce Technopromeksport, zamiast do elektrowni na Półwyspie Tamańskim trafiły na Krym. „W ostatnich kilku miesiącach nasz klient wiele razy potwierdzał, że dostawa turbin na Krym nie ma miejsca. Dlatego zamierzamy pozwać osoby odpowiedzialne za to, że nasze urządzenia się tam znalazły” – głosi komunikat koncernu. Firma wyjaśnia, że przewóz urządzeń na objęty sankcjami półwysep nie został z nią uzgodniony.

Rzecznik prezydenta Rosji Dmitrij Pieskow utrzymuje, że na Krym trafiły urządzenia „rosyjskiej produkcji”. Turbiny zostały wykonane w zakładach Interawtomatika należących do Siemensa (45,7 proc.) i rosyjskiej firmy Siłowyje Maszyny pod St. Petersburgiem. Rosjanie mieli je potem „częściowo przerobić w jednej ze swoich fabryk zbrojeniowych”.