Białoruska elektrownia atomowa pod Ostrowcem staje się coraz większym problemem dla białoruskiego reżimu i rosyjskiego wykonawcy – koncernu Rosatom. Nie ma chętnych na prąd z elektrowni, a sama Białoruś tego prądy nie potrzebuje. Rosja zadeklarowała, że reżimowi Łukaszenki pomoże, ale aby rosyjskie sieci mogły odebrać tak dużo energii, potrzebne jest dostosowanie obu systemów.

Pierwotnie uruchomienie siłowni miało nastąpić w 2018 r (pierwszy rektor). Potem miał to być rok 2020. Ministerstwo energii Białorusi informowało na początku roku, że uruchomienie pierwszego bloku planowane jest na lipiec 2020, a rozpoczęcie dostaw energii elektrycznej do sieci zaplanowano na wrzesień-październik.

""

energia.rp.pl

Teraz uruchomienie pierwszego bloku energetycznego zostało przeniesione na pierwszy kwartał 2021 r., Drugiego – na 2022 r. – poinformował Wiktor Krankiewicz minister energetyki Białorusi podczas 64. sesji Konferencji Generalnej IAE w Wiedniu. Jego słowa cytuje w poniedziałek służba prasowa białorudego resortu. Białoruska elektrownia jądrowa to największy rosyjsko-białoruski projekt gospodarczy (Rosja dała reżimowi Łukaszenki 10 mld dol. kredytu spłacalnego w ciągu 25 lat), którego generalnym wykonawcą jest Atomstroyexport (należy do Rosatomu).

W Ostrowcu (obwód grodzieński) 3 km od granicy z Litwą powstaje instalacja z dwoma reaktorami WWER-1200 o łącznej mocy zainstalowanej 2400 MW. Zastosowane rozwiązania są mało sprawdzone. Działa tylko jeden taki reaktor w jednej z rosyjskich elektrowni. Zaraz po uruchomieniu 4 lata temu reaktor zaliczył poważną awarię. Elektrownia na Białorusi miała zarabiać na imporcie prądu. Litwa, która od początku alarmowała, że obiekt jest zagrożeniem dla całego regionu, zakazała prawnie zakupów z tego źródła. Reszta potencjalnych odbiorców – m.n Polska też nie będą importować prądu z Ostrowca.