Aktywny program dobrowolnych odejść (PDO) ma już tylko Tauron. Katowicki koncern w 2017 r. zmniejszył średnie zatrudnienie o ponad 900 etatów, do 25,02 tys. osób. Inni nieco przytyli, ale w każdym przypadku przyczyny są różne.
O ile w PGE i Enei wzrost zatrudnienia jest efektem akwizycji z ub.r., to Energa na potęgę poszerzała kadry. Pod koniec czerwca liczba zatrudnionych w gdańskim koncernie przekroczyła 9,5 tys.: w ciągu pół roku w spółce, która bije rekordy rotacji na stanowisku prezesa (ostatni stracił pracę po 29 dniach), przybyło ok. 550 etatów.
Adam Kasprzyk, rzecznik Energi, tłumaczy to przede wszystkim zatrudnieniem pracowników ochrony w powołanej pod koniec ubiegłego roku spółce zależnej Energa Ochrona. Etatów jest także więcej w Enerdze Invest, gdzie mają rozwijać się kompetencje w zakresie projektowania linii i stacji elektroenergetycznych. – Usługi zlecane dotąd na zewnątrz wykonują teraz pracownicy przejęci z agencji pracy tymczasowej na umowę o pracę – wyjaśnia.

Tak znaczący przyrost może dziwić. Zwłaszcza że w 2017 r. w Enerdze przybyło już 200 pracowników, a grupa ogranicza liczbę spółek zależnych. Jacek Kościelniak, wiceprezes Energi, pytany o efekty finansowe prowadzonej restrukturyzacji przekonuje, że są duże. – Na efekcie skali już teraz zyskujemy 10–20 proc. To są kwoty rzędu kilkunastu milionów złotych, a do końca roku mogą sięgnąć nawet kilkudziesięciu milionów złotych – mówi Kościelniak.
Siedmioprocentowy przyrost zatrudnienia w PGE, największej grupie energetycznej, to efekt wzięcia na pokład 3154 pracowników EDF Polska, przejmowanych wraz z kupowanymi w listopadzie 2017 r. elektrowniami i elektrociepłowniami.
– Gdyby nie uwzględniać pracowników EDF, to na koniec 2017 r. byłoby w grupie o blisko 400 etatów mniej. To oznacza spadek liczby zatrudnionych o 1 proc. w stosunku do końca grudnia 2016 r. – szacuje Maciej Szczepaniuk, rzecznik PGE.
Firma PGE Energia Ciepła, zarządzająca aktywami EDF, nie planuje cięć zatrudnienia. Ale to akurat nie jest potrzebne, bo Francuzi już dawno zoptymalizowali biznes, w tym pod względem liczby pracowników. Nie należy się też spodziewać cięć w strukturach PGE EC po przejęciu sześciu elektrociepłowni od PGE GiEK (zakończy się na początku 2019 r.), choć prawdopodobnie tam jest nieco „tłuszczyku” do zrzucenia. Pracownicy przejdą na starych warunkach.

Zrestrukturyzowany biznes przejęła także Enea, kupując w marcu 2017 r. Elektrownię Połaniec. Ta siłownia przez 13 lat była w rękach międzynarodowych korporacji. Prywatni właściciele ograniczyli koszty, m.in. przekazując znaczną część pracowników firmom zewnętrznym. Z usług zewnętrznych korzystały jednak także polskie firmy pod kontrolą Skarbu Państwa. Najlepszym przykładem jest prowadzona przez lata polityka Energi, dzięki której grupa odchudziła się przed debiutem na GPW i zaraz po.
Na pokład Enei trafiło ok. 630 pracowników po przejęciu Połańca i spółki Bioenergia w 2017 r. To lwia część z 1060 dodatkowych zatrudnionych w ub.r. Byłoby więcej, gdyby nie odejście 545 pracowników w ramach dobrowolnych odejść i 214 osób, które poszły na emeryturę. Ale warto zauważyć, że Enea też zatrudniła w tym czasie pokaźną grupę ponad 1530 osób.
Prawdopodobnie spółki w najbliższym czasie nie będą się odchudzać. Wynika to m.in. z kalendarza wyborczego, który w połączeniu z wciąż silną pozycją związków w grupach energetycznych utrudnia takie oszczędności. Możliwość redukcji etatów przyjdzie w latach 20., kiedy duża część pracowników elektrowni odejdzie na emerytury – średnia wieku w tym sektorze przekracza już 50 lat. ©℗