Od lat obserwujemy temperatury na całym świecie i widzimy, jak szybko nagrzewa się ziemski system klimatyczny, a zwłaszcza oceany. Od lat pochłaniają tyle energii, jakbyśmy co sekundę detonowali cztery bomby o sile tej, która spadła na Hiroszimę. Wszystkie obserwacje potwierdzają, że Ziemia pochłania ze Słońca tyle samo energii co zawsze, ale nastąpił spadek natężenia emitowanego w kosmos promieniowania, do tego na tych długościach fal, które pochłaniają wyemitowane przez ludzkość gazy cieplarniane. Bilans zgadza się z tempem akumulowania się energii w ziemskim systemie klimatycznym. Ziemia się nagrzewa i wiemy dlaczego. Negowanie tego można już spokojnie przyrównać do twierdzenia, że Ziemia jest płaska.
Sceptycy też się odwołują do badań…
Ba, w Polsce najbardziej znanym dokumentem tego typu jest stanowisko Komitetu Nauk Geologicznych PAN. To mała grupka osób, do tego nieskupiająca się na badaniach klimatu i publikowaniu w tym zakresie w literaturze naukowej, a nie znacząca instytucja naukowa. A „stanowisko” to dwie strony tekstu bez żadnych źródeł. Można m.in. przeczytać, że takie stężenie CO2 w atmosferze jak obecnie w ostatnich 400 tys. miało już kilkakrotnie miejsce, czego ponoć dowodzą rdzenie lodowe z Antarktydy. Podpowiem zatem: mamy dziś w atmosferze ok. 410 cząsteczek CO2 na milion cząsteczek powietrza, a rdzenie lodowe z Antarktydy pokazują, że w ostatnich setkach tysięcy lat wahało się to od 180 do 300 cząsteczek na milion. Każdy może to w kilka minut sprawdzić, korzystając z wyszukiwarki internetowej. To, co pisze KNG PAN, to antywiedza. Co więcej, prawie każde zdanie w „Stanowisku…” ma podobną wartość merytoryczną. Żeby wyjaśnić błędy merytoryczne ze „Stanowiska…”, na portalu Naukaoklimacie.pl potrzebowaliśmy dwóch artykułów, bo w jednym się nie zmieściło…
Załóżmy zatem, że klimatolodzy przekonali świat. Co należy wyłączyć w pierwszej kolejności?
Najpierw trzeba przyjąć do wiadomości prawa fizyki i pogodzić się z koniecznością drastycznej redukcji emisji, w każdym razie, jeśli nie chcemy naszym dzieciom zostawić w spadku świata na krawędzi katastrofy. A my tego wciąż nie przyznajemy, słyszę od polskich decydentów: „mamy węgla na 200 lat i nie zawahamy się go użyć”. Potem należałoby zrobić bilans energetyczny: jakimi bezemisyjnymi źródłami energii dysponujemy i ile potrzebujemy. I od razu mówię, że jak na obecne zużycie energii – to się nie spina. Bezemisyjne są jedynie OZE i atom, których jest zbyt mało, żeby przy rozsądnych założeniach odnośnie do skali źródeł energii zasilać naszą gospodarkę. Dobra wiadomość jest taka, że marnujemy energię w potworny sposób i prowadząc ambitne działania na rzecz poprawy efektywności energetycznej, moglibyśmy ściąć zużycie energii do jednej trzeciej, może i czwartej obecnego, do tego ciesząc się usługami energetycznymi lepszymi niż obecnie. Powinniśmy też przestać traktować atmosferę jak praktycznie darmowy ściek dla kominów i rur wydechowych i wdrożyć zasadę „zanieczyszczający płaci” – emitowanie zanieczyszczeń do atmosfery musi kosztować, jeśli chcemy, żeby rynek włączył się we wdrażanie rozwiązań. Jeżeli rynek nie dostanie sygnału cenowego, nie zareaguje. Dopiero wtedy biznes zacznie się zastanawiać, jaką elektrownię stawiać czy na ile efektywne energetycznie budynki budować.